Tak mnie jakoś w nocy naszło. Co by było gdyby świat byłby jednym, wielkim kontynentem? I nie tym światem, co mamy teraz? Po pierwsze - globalizacja nie miała by już znaczenia, bo w zasadzie wszystko byłoby mniej więcej w jednym miejscu. Drugie - polityka - znaczne wpływy jednego państwa na drugie, ciekawe, silniejsze państwa przygarnęłyby te słabsze, też ciekawe. Trzecie - wojny - jeśli byłyby jakie, a oczywiście że by były, bo bez wojen by się nie obeszło, objęłyby chyba całe terytorium tego "świata". O zgrozo, gdyby ktoś użył broni nuklearnej, nie było by co zbierać. Świat dążyłby, tak jak i ten, do samozagłady, to by tylko była kwestia czasu. Następne, kwestia rasizmu (?). Teoretycznie biorąc teorię w/w, cały ten świat mógłby być jednolity rasowo, wszyscy ludzie stamtąd mogliby mieć wspólnego przodka, co byłoby w sumie dość prawdopodobne. Surowce byłyby - jak i teraz są - jednostką przetargową każdego konfliktu czy rozmów pokojowych. Państwom nie opłacałoby się zamykać granic dla innych, bo przypuśćmy na swoim małym terytorium nie miałoby wszelkich zasobów naturalnych potrzebnych do bycia samowystarczalnym. Temat na dłuższą chwilę czasu.
random pic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz