Zwykły, szary dzień. Nic ciekawego się nie działo, dziać nie będzie, oczywiście także się nie dzieje. Miło się spędza czas w towarzystwie osób, gronie ludzi, na którym można polegać. Przyjaciele. Przyjaciele to zbyt ogólnikowe określenie - najlepsi przyjaciele. Też zbyt porozciągane. Nie wiem jak to określić, wiadomo o co chodzi. No więc - miło się spędza czas. Z przyjaciółmi, ludźmi, na których można polegać. Czemu ten świat jest skonstruowany tak, że człowiek samotny dąży do destrukcji? Prosta droga do samobójstwa.
Czemu po prostu nie można żyć samemu?
Nic nowego. Ciągle to samo. Przyjaciele, których mi brakuje. Zawsze mi ich brakowało. Byli częścią mojego życia - lecz nie materialnie. Fizycznie nigdy nie istnieli. Kolejne pierdolenie chorego człowieka. Kolejne marne słówka, które i tak w tych czasach nic nie znaczą. Dlaczego?
Pierdolony świat, to on jest właśnie piekłem. Nie jestem poetą. Nie jestem nadzwyczaj inteligentnym człowiekiem. Nie jestem kimś, kto może coś tutaj zmienić. Nie jestem kimś.
Moje życie - moja droga.